LICZNIK WEJŚĆ :>

czwartek, 6 czerwca 2013

ROZDZIAŁ III

W studio panowała niezręczna cisza. Luis wpatrywał się w przyjaciela z taką złością , że gdyby spojrzenie mogło zabijać.. Josh już dawno leżał by martwy na ziemi. Zdenerwowany Josh nawet nie próbował się tłumaczyć . Luis złapał przyjaciela za koszulę i pociągną w górę.
  • Co ty odwalasz? Dzwonił ten gruby lekarz. Chodzi o jakieś leczenie.. Nie wydaję mi się, że przeziębienie to taka poważna „choroba”..- Luis trzymał go mocno i groźnie na niego patrzył.
Josh się zaśmiał i wziął jego ręce ze swojej koszuli.
  • Pewnie się pomylił.
  • Nie sądzę, o co chodzi?
  • Może naprawdę się pomylił. Nie zapominajmy o tym, że nie tylko ja mam na nazwisko Morgan. - ponownie się uśmiechnął i usiadł przy czym Luis nieco się uspokoił. - Masz może ochotę na piwo?
Luis przytaknął i Josh poszedł do sklepu oznajmiając, że niedługo wróci. Luis korzystając z sytuacji postanowił się dowiedzieć, czy jego przyjaciel skrywa jakąś tajemnicę. Poczekał kilka minut kiedy drzwi zatrzasnęły się za Joshem i podszedł do jego biurka. Stanął nieruchomo przed nim i zastanawiał się, czy to dobry pomysł. Powinien chyba ufać przyjacielowi, ale skoro była taka konieczność.. Otworzył pierwszą szufladę. Nic w niej nie było oprócz długopisów, cienkopisów, ołówków i pustych kartek. W drugiej natomiast było pełno jakiś świstków. Przeszukał każdą bardzo dokładnie i znalazł receptę doktora Monke. Usiadł przy laptopie i z trudnością odczytał zapisane lekarstwa. Wpisał w google i znalazł.. Zszokowany wyłączył komputer, oparł się o miękkie oparcie i westchnął. Przez myśl przechodziło mu tysiące najgorszych rzeczy. Nie wiedział jak ma zareagować kiedy Josh wejdzie. Dalsze rozmyślania przerwał mu odgłos otwieranych drzwi. Odwrócił wzrok w ich stronę, pierwsza rzecz którą ujrzał to roześmiana twarz przyjaciela.
  • Hej wróciłem i mam prezent – to mówiąc podniósł w górę reklamówkę w której było osiem piw i przekąski.
Nagle mina mu zrzedła. Zobaczył receptę na biurku, teraz był już pewny..
  • Ja ...- zaczął niepewnie nie wiedząc co powiedzieć – Ja … nie...- nie sączył bo nagle pod wpływem silnego uderzenia w twarz wylądował na ścianie, reklamówka leżała na podłodze pod nogami Luisa, który znowu przybrał mordercze spojrzenie.
  • Świetnie bijesz ciężko chorego... - na usta Josha wpełzł słaby uśmiech. - Napijmy się.. wszystko ci wytłumaczę.
  • Nie chcę żadnych wytłumaczeń. Okłamałeś mnie. Nic nie powiedziałeś.. przyjacielowi. Nie uważasz, że jest to trochę niesprawiedliwe.
Do pomieszczenia akurat wszedł Nathan. Najwyższy z całej ich piątki. Długowłosy szatyn z kręconymi włosami o dużych zielonych oczach. Z pozoru jest buntownikiem, a naprawdę jest najspokojniejszy z całego zespołu. Spojrzał na chłopaków ze zdziwieniem. Pierwszy raz widział ich w takim nastroju.
  • Nie chcę wam przeszkadzać, ale przyszedłem tylko po gitarę. - Pokierował się do pomieszczenia, w którym przetrzymywali instrumenty.
  • Nie przeszkadzasz... Właśnie wychodziłem. - Luis oznajmił biorąc swoje rzeczy i zatrzaskując głośno za sobą drzwi.
Josh wstał i za nim poszedł, ale na marne. Luis wsiadł do taksówki i pojechał.

Nathan usiadł w domu na kanapie i włączył TV. Leciał szybko po kanałach, aż trafił na swój ulubiony +18. Nikogo nie było w domu, więc postanowił skorzystać z tej sytuacji, aby zaspokoić swoje „męskie potrzeby”. Jednak nie potrafił się skupić i zapiął rozporek.
Spojrzał na zdjęcie Tattoos&Roses. Zastanawiał się co mogło skłócić dwóch najlepszych przyjaciół. Podszedł do okna i zauważył Matta, który kierował się ku jego drzwiom.
Wszedł do środka. Nie był zbyt trzeźwy, ale na szczęście wiedział co się dzieję wokół niego.
Spojrzał na Nathana, który nie był w dobrym nastroju.
  • Co się stało? Z tobą też zerwała? Boże! Dziewczyny to suki! - wszedł w głąb domu i klapnął na kanapę. Nathan spojrzał na niego zastanawiająco.
  • Gabriella z tobą zerwała?
  • Zerwała i zdradziła. Rozumiesz to? - przymrużył lekko oczy – Bo ja nie..
  • Ja też nie – uśmiechnął się. Pokierował się w stronę lodówki i zaraz usiadł obok kolegi z dwoma piwami – Opowiadaj jak to było.
  • Nie chcę mi się nawet o tym opowiadać. - napił się piwa. - Naprawdę.. Jak mogłem być tak głupie, ale dość, dość, dość.. Co tam u ciebie? Może pójdę? - energicznie wstał i powiedział bardzo szybko – Ja do ciebie przychodzę, a może ci przeszkadzam.. Boże, widzisz? Przez to wszystko wchodzę ludziom na głowę. Pójdę już. - chciał mu podać rękę, ale on się zaśmiał.
  • Głupijesz młody – pociągnął go, żeby usiadł. - Mamy poważniejszy problem na głowie niż Gabriella. - Matt usadowił się wygodnie i słuchał z uwagą. - Naszym problemem jest to, że Josh i Luis się pokłócili. Podejrzewam, że to ostro. - spojrzał na niego.
  • A dlaczego to niby nasz problem? - skrzywił się.
  • Hmm.. pomyślmy.. Może dlatego, że Luis jest wokalistą zespołu, a Josh głównym gitarzystą? A pamiętaj o tym, że za tydzień jedziemy na festiwal i musimy tam zagrać. Mamy dość spore szanse.
Siedzieli i rozmyślali co mogą w tej sytuacji zrobić. Po kilku godzinach dyskusji postanowili ich razem umówić.
Natalie, jego dziewczyny nie było w tą noc w domu, więc postanowił go przenocować. Od razu z rana zadzwonili do Josha, z którym się spotkali po południu. Wyjaśnili cel spotkania. Josh'owi na początku się nie spodobał ten pomysł, ale kiedy Matt zadzwonił do Luisa i potwierdził spotkanie Josh od razu się ucieszył.

Luis przyszedł w umówione miejsce. Usiadł przy stoliku gdzie zawsze siadał z przyjacielem. Z jednej strony bardzo się denerwował, a z drugiej był bardzo opanowany. Nie czekał długo kiedy się zjawił. Kiedy Josh poszedł do stolika zaraz za nim kelner, który chciał przyjąć zamówienie. Poprosili go, żeby zaraz znowu podszedł.
  • Dziękuję, że chciałeś się ze mną spotkać. - Josh zaczął.
  • Nie dziękuj. Sam tego chciałem.
  • Więc może najpierw ci to wszystko wytłumaczę.
  • Na to cały czas liczę. - powiedział surowo.
  • Jeszcze kilka dni przed koncertem w Hiszpani byłem na comiesięcznych badaniach i wykryto u mnie białaczkę. Chciałem ci o tym powiedzieć jeszcze przed koncertem, ale wiedziałem, że masz dużo stresu, więc chciałem zaczekać z tym, ale byłeś w szpitalu i tak jakoś wyszło. - mówił powoli z zakłopotaniem.
Luis słuchając go obserwował każdy jego ruch. Szczególnie kiedy bawił się palcami. Strasznie go to bawiło kiedy to robił. Wydawało mu się, że robi to nadzwyczaj inaczej niż ktokolwiek. W głębi nie był na niego zły, ponieważ przyjaciel bardziej martwił się o niego niż o siebie, co mu bardzo nie zaimponowało, ponieważ nigdy nie spodziewał się czegoś takiego po Josh'u.
  • Rozumiem, że masz zamiar to leczyć. - oznajmił stanowczo lekko podnosząc kąciki ust.
  • Nie ma moim zdaniem sensu.. - zmarszczył brwi – Lekarze nie dają mi zbyt wiele czasu.
  • Ile?
  • Pół roku jak wierzę w cuda to rok.- wypowiedział te słowa jakby rozmawiali o pogodzie nie o tym, że niedługo umrze.
  • -Musisz się leczyć.. Nie patrz na mnie jak na skończonego idiotę tylko dzwoń do doktora że ma ci przygotować recepty. - Mówiąc to spojrzał przeciągle na twarz Josh'a był tak blady jakby miał się zaraz przewrócić, ale on tylko uśmiechał się i wpatrywał niego oczami mówiącymi „nie myśl sobie, że zrobię to bo ty tak chcesz”
  • Nawet nie zastanawiałem się nad jego słowami.. Spędziłem całą noc myśląc czy nie powinienem zdecydować się na leczenie. Wiele razy byłem gotów oznajmić, że będę się leczył.. Niestety znalazłem aż trzy argumenty przeciw i tylko jeden za. Jestem przeciwny, ponieważ pierwszy argument brzmi, że resztę mojego życia wolałbym spędzić z przyjaciółmi niż faszerować się lekami i męczyć tą przeklętą chemioterapią. Drugi.. Musiałbym odejść z zespołu, o ile by się nie rozpadł. Trzeci.. Powypadały by mi moje piękne blond włosy, a to zabiło by mnie szybciej niż jakaś tam białaczka. A teraz za.. Pierwszy i jedyny argument dlaczego powinienem to leczyć to fakt, że nie mam ochoty umierać przez jedną osobę, a jak wiadomo trzy to znacznie więcej niż ten jeden i najważniejszy.. - Josh pomyślał.
  • Josh!- Z myślo wyrwał go głos wściekłego przyjaciela – Cholera, czy ty mnie w ogóle słuchasz?!
  • Taaa.. Nie to, że cię nie słucham... po prostu.. słuch mi szwankuje..- Uśmiechał się spod przymkniętych powiek.
    Luis westchną wyraźnie zmartwiony nieobecnością przyjaciela.
  • Mówiłem, że w sprawie leczenia nie masz nic do gadania.- musiał coś zrobić z niechęcią Josh'a do kuracji, kiedy pomyślał sobie, że może go stracić poczuł wewnętrzny rozdzierający ból.. - Ty nie możesz umrzeć... nie możesz zostawić mnie samego... proszę cię.. Jesteś moim przyjacielem.. - Nagle zorientował się,że blondyn mu się przygląda.
Po chwili Josh pochylił się nad stolikiem i wyciągną rękę w kierunku Luisa. Nie zastanawiając się wiele zatopił długie, szczupłe palce jego włosach i delikatnie je przeczesał patrząc przy tym z troską głęboko w jego oczy i powiedział.
  • Nie martw się o mnie Lou, bo widzisz nawet jeżeli mnie nie będzie to zawsze będę stał obok ciebie, abyś zawsze mógł się o mnie oprzeć, powiedzieć co cię trapi.. Nawet jeżeli nie odpowiem pamiętaj, że nigdy nie pozwolę abyś był sam. Po prostu mi zaufaj i się nie martw. - Po tych słowach po prostu wstał i odszedł. Nie odwrócił się ani razu. Nie musiał widzieć, że Luis nie był pewny co się przed chwilą stało, że wciąż siedzi oniemiały i patrzy w przestrzeń przed sobie nie mając pojęcia co powinien teraz zrobić.
Z biblioteki naprzeciwko kawiarni przyglądali im się Nathan i Matt. Żadne z nich nie było pewne tego co się przed chwilą wydarzyło.


niedziela, 2 czerwca 2013

ROZDZIAŁ II

Wtem do sali weszła pielęgniarka, a za nią reszta ich zespołu Tattoos&Roses. Wszyscy przywitali go okrzykami radości przy czym pielęgniarka ich uciszyła. Wzięli krzesła i usiedli blisko łóżka. Matt, Jack, Nathan i Josh miło dotrzymywali Luisowi towarzystwa. Po kilku godzinach ponownie weszła młoda, ładna i długonoga pielęgniarka. Od razu wszyscy zwrócili na nią uwagę.
  • Dzień dobry – obdarowała wszystkich sympatycznym uśmiechem i podeszła do pacjenta, żeby pobrać krew. Kiedy skończyła zapytała miło podając pacjentowi tabletki. - Może wy jesteście na tyle odważni i chcecie oddać krew? - spojrzała na każdego po kolei.
Wszyscy się zgodzili. Oddali krew i zostali sami.
Luis musiał zostać w szpitalu jeszcze do następnego dnia, więc Josh z nim został. Mimo zmęczenia nie zostawił przyjaciela. Nad ranem odwiedził ich wysoki przy kości lekarz z informacją o stanie zdrowia Luisa.
  • Pan Luis Peterson? Myślę, że dziś po południu będzie pan mógł opuścić nasz szpital. Czy dobrze się pan już czuje? - zapytał spoglądając w kartę pacjenta przekładając kartki. Spojrzał na niego, a on przytaknął. - Dobrze, więc teraz poproszę do siebie pana.. - zwrócił wzrok na Josha.
Weszli do gabinetu. Josh wiedział co będzie się działo. Doktor Monke usiadł przy biurku i stanowczo na niego spojrzał biorąc teczkę w rękę.
  • Czy wie pan po co pana tu wezwałem? - Josh spojrzał na niego z obojętnością przytakując. - Wykryliśmy u pana chorobę. - powiedział bardzo spokojnie.
  • Tak wiem. Mam białaczkę – Josh powiedział szybko po czym się uśmiechnął.
Zdziwiony lekarz jego odpowiedzią zmrużył oczy.
  • Od kiedy pan choruję?
  • Dowiedziałem się o tym kilka dni temu.
  • Leczy to pan?
  • Próbuję, ale lekarze nie dają mi dużo czasu, więc moim zdaniem powinienem to zostawić.
Mężczyźni rozmawiali o chorobie. Monke próbował namówić Josha do leczenia. Była bardzo duża szansa na to, że Josh mógł wyzdrowieć. Zapisał mu receptę na leki, które powinien zażywać, ale chłopak oznajmił, że z niej nie skorzysta.
Wychodząc z gabinetu dodał.
  • Jeżeli doktor mógłby coś dla mnie zrobić to proszę nie mówić o tym Luisowi. Bardzo to dla mnie ważne. Nie chcę, żeby się martwił. Ma za sobą już dużo stresu i zmartwień. - uśmiechnął się i wyszedł.

Kiedy wszedł do sali wszyscy już tam byli. Luis czekał gotowy do wyjścia, a ich ulubiona pielęgniarka zwróciła się do Josha.
  • Wszystko w porządku? Monke zapisał receptę?
Członkowie Tattoos&Roses spojrzeli na niego z przerażeniem. Wreszcie Mat zapytał.
  • Jaka recepta co ci jest?
  • Emm.. przeziębiłem się. Nic takiego – uśmiechnął się i puścił zmysłowo oczko młodej blondynce.

W samolocie dużo wypili. Lecieli przez kilka godzin i wprost marzyli o powrocie do domu.
Luis sam sobie obiecał, że nie będzie tyle pracował, żeby znów nie powtórzyła się taka sytuacja.
Pierwsze co zrobili po przyjeździe to odwiedzili ich studio nagraniowe. Nagrali jeden kawałek, który miał udoskonalić płytę, która niedługo wychodziła na rynek.
W studiu został tylko Luis i Josh, który spał głośno chrapiąc. Zadzwonił telefon, był to telefon śpiącego chłopaka, ale przyjaciel postanowił odebrać.
  • Tak słucham?
  • Dzień dobry panie Morgan. Myślę, że zdecydował się pan na leczenie pana choroby. Niech pan zważy na to, że to poważna sprawa.. - w słuchawce coś zaczęło szumić. - Halo.. Przepraszam, ale muszę kończyć
  • Halo... o co panu chodzi ... - chciał zapytać jakiej choroby ale lekarz się rozłączył.
Z zaciekawieniem spojrzał na śpiącego blondyna. Podszedł do niego , Josh otworzył oczy.
  • Cholera.. chyba mi się przysnęło.
  • Tak, nie wątpię... - odpowiedział wciąż zaszokowany Luis.
  • Coś się stało ? Znowu źle się czujesz . - w oczach blondyna dało się dostrzec strach.
  • Mi nic nie jest, ale nie jestem pewien czy o tobie mogę powiedzieć to samo.

Josh patrzał na przyjaciela nie wiedząc co powiedzieć . Nie był pewny ile wie Luis może chodziło o przeziębienie, co gorsza o jego chorobę, albo Luis po prostu się z niego nabijał .

sobota, 1 czerwca 2013

ROZDZIAŁ I

Każdy krok wprawiał go w gwałtowny zawrót głowy. W uszach bębniły mu nachalne dźwięki rozmów, kroków i widowni, która znajdowała się przed sceną. Próbował oddychać głęboko, ale nawet to sprawiało mu trudność. Co chwilę spoglądając na zegarek oczekiwał wywołania na scenie jego zespołu. Przez sekundę zastanawiał się, czy to dobry pomysł, czy to dziś powinien wystąpić. Już od rana nie czuł się dobrze, więc miał co do tego wątpliwości, którymi z nikim się nie podzielił. Nagle podszedł do niego jego przyjaciel, jeden z członków zespołu.
  • Zaraz wchodzimy, chodź już.
Luis nie chcąc wzbudzić żadnych podejrzeć energicznie wstał przy czym się zachwiał.
  • Wszystko z tobą w porządku? - zapytał go Josh, który stał przy nim.
  • Wszystko jest okej, potknąłem się. - uśmiechnął się i wyminął przyjaciela wchodząc jako pierwszy na scenę.
Machnął wesoło ręką do widowni na co publiczność zareagowała entuzjastycznymi okrzykami.
Usłyszał pierwsze dźwięki gitary elektrycznej będące dla niego znakiem rozpoczęcia koncertu.
Przebrnął przez pierwsze kilka wersów i nagle zobaczył przed oczyma obezwładniającą ciemność.
Zbudził się nie otwierając oczu. Miał pewność, że nie znajduje się w swoim łóżku. Wreszcie zebrał w sobie dość sił, żeby podnieść ciężkie powieki. Powoli się rozejrzał po pomieszczeniu, w którym się znajdował. Szpitalny pokój niczym nie wyróżniający się od innych. W powietrzu unosił się charakterystyczny zapach szpitalny. Spojrzał na swoją półkę, która stała obok wysokiego łóżka. Leżały tam dwa plastikowe kubki po kawie i gazeta. Usłyszał skrzypiące drzwi, odwrócił się w ich stronę i ujrzał od tyłu wysokiego blondyna, rozpoznał w nim swojego przyjaciela Josha. Drzwi automatycznie się za nim zamknęły. Zamyślony z kubkiem, z którego unosiła się para podniósł wzrok na łóżko i od razu roześmiał się widząc wlepione w siebie brązowe oczy swojego najlepszego przyjaciela. Niewiele myśląc odstawił kubek na półkę i pobiegł po pielęgniarkę, która za chwilę zjawiła się z nim w pokoju.
  • Jak się czujesz? - Josh zapytał siadając obok niego – Mogę mu dać kawy? - Zapytał pielęgniarki, która zmieniała Luis`owi kroplówkę. Odwróciła się w jego stronę rumieniąc się z powodu jego uśmiechu zaprzeczyła.
  • Przykro mi, ale to niemożliwe.
  • A jak ładnie poproszę?
  • Naprawdę mi przykro. Pacjent po przebudzeniu ze śpiączki nic nie może zażywać przez pierwszą godzinę. - powiedziała zakłopotana wychodząc z sali.
  • Jakiej śpiączce? - zapytał zdezorientowany Luis.
  • Przez dwa dni leżałeś jak księżniczka na ziarnku grochu – zaśmiał się.
  • Naprawdę cię to bawi?
  • Nie, nie.. przepraszam. - próbuje rozładować napięcie – wybacz za moje zachowanie, ale tak się cieszę, że nic ci nie jest. - uśmiechnął się wpatrując się w niego ze skupieniem swoimi błękitnymi oczyma.
  • Co ja tu w ogóle robię?
  • Zemdlałeś na scenie. Na szczęście pogotowie szybko przyjechało i cię zabrało do dobrego szpitala. 300 kilometrów od miejsca gdzie mieliśmy koncert.
Zszokowany Luis spojrzał na niego i wreszcie się uśmiechnął.

  • Byłeś tu przez cały czas?
  • Nie skąd.. - Josh sarkastycznie odpowiedział – Przyjaciela się w potrzebie nie zostawia..