W
studio panowała niezręczna cisza. Luis wpatrywał się w
przyjaciela z taką złością , że gdyby spojrzenie mogło
zabijać.. Josh już dawno leżał by martwy na ziemi. Zdenerwowany
Josh nawet nie próbował się tłumaczyć . Luis złapał
przyjaciela za koszulę i pociągną w górę.
- Co ty odwalasz? Dzwonił ten gruby lekarz. Chodzi o jakieś leczenie.. Nie wydaję mi się, że przeziębienie to taka poważna „choroba”..- Luis trzymał go mocno i groźnie na niego patrzył.
Josh
się zaśmiał i wziął jego ręce ze swojej koszuli.
- Pewnie się pomylił.
- Nie sądzę, o co chodzi?
- Może naprawdę się pomylił. Nie zapominajmy o tym, że nie tylko ja mam na nazwisko Morgan. - ponownie się uśmiechnął i usiadł przy czym Luis nieco się uspokoił. - Masz może ochotę na piwo?
Luis
przytaknął i Josh poszedł do sklepu oznajmiając, że niedługo
wróci. Luis korzystając z sytuacji postanowił się dowiedzieć,
czy jego przyjaciel skrywa jakąś tajemnicę. Poczekał kilka minut
kiedy drzwi zatrzasnęły się za Joshem i podszedł do jego biurka.
Stanął nieruchomo przed nim i zastanawiał się, czy to dobry
pomysł. Powinien chyba ufać przyjacielowi, ale skoro była taka
konieczność.. Otworzył pierwszą szufladę. Nic w niej nie było
oprócz długopisów, cienkopisów, ołówków i pustych kartek. W
drugiej natomiast było pełno jakiś świstków. Przeszukał każdą
bardzo dokładnie i znalazł receptę doktora Monke. Usiadł przy
laptopie i z trudnością odczytał zapisane lekarstwa. Wpisał w
google i znalazł.. Zszokowany wyłączył komputer, oparł się o
miękkie oparcie i westchnął. Przez myśl przechodziło mu tysiące
najgorszych rzeczy. Nie wiedział jak ma zareagować kiedy Josh
wejdzie. Dalsze rozmyślania przerwał mu odgłos otwieranych drzwi.
Odwrócił wzrok w ich stronę, pierwsza rzecz którą ujrzał to
roześmiana twarz przyjaciela.
- Hej wróciłem i mam prezent – to mówiąc podniósł w górę reklamówkę w której było osiem piw i przekąski.
Nagle
mina mu zrzedła. Zobaczył receptę na biurku, teraz był już
pewny..
- Ja ...- zaczął niepewnie nie wiedząc co powiedzieć – Ja … nie...- nie sączył bo nagle pod wpływem silnego uderzenia w twarz wylądował na ścianie, reklamówka leżała na podłodze pod nogami Luisa, który znowu przybrał mordercze spojrzenie.
- Świetnie bijesz ciężko chorego... - na usta Josha wpełzł słaby uśmiech. - Napijmy się.. wszystko ci wytłumaczę.
- Nie chcę żadnych wytłumaczeń. Okłamałeś mnie. Nic nie powiedziałeś.. przyjacielowi. Nie uważasz, że jest to trochę niesprawiedliwe.
Do
pomieszczenia akurat wszedł Nathan. Najwyższy z całej ich piątki.
Długowłosy szatyn z kręconymi włosami o dużych zielonych oczach.
Z pozoru jest buntownikiem, a naprawdę jest najspokojniejszy z
całego zespołu. Spojrzał na chłopaków ze zdziwieniem. Pierwszy
raz widział ich w takim nastroju.
- Nie chcę wam przeszkadzać, ale przyszedłem tylko po gitarę. - Pokierował się do pomieszczenia, w którym przetrzymywali instrumenty.
- Nie przeszkadzasz... Właśnie wychodziłem. - Luis oznajmił biorąc swoje rzeczy i zatrzaskując głośno za sobą drzwi.
Josh
wstał i za nim poszedł, ale na marne. Luis wsiadł do taksówki i
pojechał.
Nathan
usiadł w domu na kanapie i włączył TV. Leciał szybko po
kanałach, aż trafił na swój ulubiony +18. Nikogo nie było w
domu, więc postanowił skorzystać z tej sytuacji, aby zaspokoić
swoje „męskie potrzeby”. Jednak nie potrafił się skupić i
zapiął rozporek.
Spojrzał
na zdjęcie Tattoos&Roses. Zastanawiał się co mogło skłócić
dwóch najlepszych przyjaciół. Podszedł do okna i zauważył
Matta, który kierował się ku jego drzwiom.
Wszedł
do środka. Nie był zbyt trzeźwy, ale na szczęście wiedział co
się dzieję wokół niego.
Spojrzał
na Nathana, który nie był w dobrym nastroju.
- Co się stało? Z tobą też zerwała? Boże! Dziewczyny to suki! - wszedł w głąb domu i klapnął na kanapę. Nathan spojrzał na niego zastanawiająco.
- Gabriella z tobą zerwała?
- Zerwała i zdradziła. Rozumiesz to? - przymrużył lekko oczy – Bo ja nie..
- Ja też nie – uśmiechnął się. Pokierował się w stronę lodówki i zaraz usiadł obok kolegi z dwoma piwami – Opowiadaj jak to było.
- Nie chcę mi się nawet o tym opowiadać. - napił się piwa. - Naprawdę.. Jak mogłem być tak głupie, ale dość, dość, dość.. Co tam u ciebie? Może pójdę? - energicznie wstał i powiedział bardzo szybko – Ja do ciebie przychodzę, a może ci przeszkadzam.. Boże, widzisz? Przez to wszystko wchodzę ludziom na głowę. Pójdę już. - chciał mu podać rękę, ale on się zaśmiał.
- Głupijesz młody – pociągnął go, żeby usiadł. - Mamy poważniejszy problem na głowie niż Gabriella. - Matt usadowił się wygodnie i słuchał z uwagą. - Naszym problemem jest to, że Josh i Luis się pokłócili. Podejrzewam, że to ostro. - spojrzał na niego.
- A dlaczego to niby nasz problem? - skrzywił się.
- Hmm.. pomyślmy.. Może dlatego, że Luis jest wokalistą zespołu, a Josh głównym gitarzystą? A pamiętaj o tym, że za tydzień jedziemy na festiwal i musimy tam zagrać. Mamy dość spore szanse.
Siedzieli
i rozmyślali co mogą w tej sytuacji zrobić. Po kilku godzinach
dyskusji postanowili ich razem umówić.
Natalie,
jego dziewczyny nie było w tą noc w domu, więc postanowił go
przenocować. Od razu z rana zadzwonili do Josha, z którym się
spotkali po południu. Wyjaśnili cel spotkania. Josh'owi na początku
się nie spodobał ten pomysł, ale kiedy Matt zadzwonił do Luisa i
potwierdził spotkanie Josh od razu się ucieszył.
Luis
przyszedł w umówione miejsce. Usiadł przy stoliku gdzie zawsze
siadał z przyjacielem. Z jednej strony bardzo się denerwował, a z
drugiej był bardzo opanowany. Nie czekał długo kiedy się zjawił.
Kiedy Josh poszedł do stolika zaraz za nim kelner, który chciał
przyjąć zamówienie. Poprosili go, żeby zaraz znowu podszedł.
- Dziękuję, że chciałeś się ze mną spotkać. - Josh zaczął.
- Nie dziękuj. Sam tego chciałem.
- Więc może najpierw ci to wszystko wytłumaczę.
- Na to cały czas liczę. - powiedział surowo.
- Jeszcze kilka dni przed koncertem w Hiszpani byłem na comiesięcznych badaniach i wykryto u mnie białaczkę. Chciałem ci o tym powiedzieć jeszcze przed koncertem, ale wiedziałem, że masz dużo stresu, więc chciałem zaczekać z tym, ale byłeś w szpitalu i tak jakoś wyszło. - mówił powoli z zakłopotaniem.
Luis
słuchając go obserwował każdy jego ruch. Szczególnie kiedy bawił
się palcami. Strasznie go to bawiło kiedy to robił. Wydawało mu
się, że robi to nadzwyczaj inaczej niż ktokolwiek. W głębi nie
był na niego zły, ponieważ przyjaciel bardziej martwił się o
niego niż o siebie, co mu bardzo nie zaimponowało, ponieważ nigdy
nie spodziewał się czegoś takiego po Josh'u.
- Rozumiem, że masz zamiar to leczyć. - oznajmił stanowczo lekko podnosząc kąciki ust.
- Nie ma moim zdaniem sensu.. - zmarszczył brwi – Lekarze nie dają mi zbyt wiele czasu.
- Ile?
- Pół roku jak wierzę w cuda to rok.- wypowiedział te słowa jakby rozmawiali o pogodzie nie o tym, że niedługo umrze.
- -Musisz się leczyć.. Nie patrz na mnie jak na skończonego idiotę tylko dzwoń do doktora że ma ci przygotować recepty. - Mówiąc to spojrzał przeciągle na twarz Josh'a był tak blady jakby miał się zaraz przewrócić, ale on tylko uśmiechał się i wpatrywał niego oczami mówiącymi „nie myśl sobie, że zrobię to bo ty tak chcesz”
- Nawet
nie zastanawiałem się nad jego słowami.. Spędziłem całą noc
myśląc czy nie powinienem zdecydować się na leczenie. Wiele razy
byłem gotów oznajmić, że będę się leczył.. Niestety
znalazłem aż trzy argumenty przeciw i tylko jeden za. Jestem
przeciwny, ponieważ pierwszy argument brzmi, że resztę mojego
życia wolałbym spędzić z przyjaciółmi niż faszerować się
lekami i męczyć tą przeklętą chemioterapią. Drugi.. Musiałbym
odejść z zespołu, o ile by się nie rozpadł. Trzeci.. Powypadały
by mi moje piękne blond włosy, a to zabiło by mnie szybciej niż
jakaś tam białaczka. A teraz za.. Pierwszy i jedyny argument
dlaczego powinienem to leczyć to fakt, że nie mam ochoty umierać
przez jedną osobę, a jak wiadomo trzy to znacznie więcej niż ten
jeden i najważniejszy.. - Josh pomyślał.
- Josh!- Z myślo wyrwał go głos wściekłego przyjaciela – Cholera, czy ty mnie w ogóle słuchasz?!
- Taaa..
Nie to, że cię nie słucham... po prostu.. słuch mi szwankuje..-
Uśmiechał się spod przymkniętych powiek.
Luis westchną wyraźnie zmartwiony nieobecnością przyjaciela.
- Mówiłem,
że w sprawie leczenia nie masz nic do gadania.- musiał coś zrobić
z niechęcią Josh'a do kuracji, kiedy pomyślał sobie, że może
go stracić poczuł wewnętrzny rozdzierający ból.. - Ty nie
możesz umrzeć... nie możesz zostawić mnie samego... proszę
cię.. Jesteś moim przyjacielem.. - Nagle zorientował się,że
blondyn mu się przygląda.
- Nie
martw się o mnie Lou, bo widzisz nawet jeżeli mnie nie będzie to
zawsze będę stał obok ciebie, abyś zawsze mógł się o mnie
oprzeć, powiedzieć co cię trapi.. Nawet jeżeli nie odpowiem
pamiętaj, że nigdy nie pozwolę abyś był sam. Po prostu mi
zaufaj i się nie martw. - Po tych słowach po prostu wstał i
odszedł. Nie odwrócił się ani razu. Nie musiał widzieć, że
Luis nie był pewny co się przed chwilą stało, że wciąż siedzi
oniemiały i patrzy w przestrzeń przed sobie nie mając pojęcia co
powinien teraz zrobić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz